"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

niedziela, 16 grudnia 2012

"Aleja Niepodległości" - Krzysztof Varga

No cóż. Uległam czarowi Krzysztofa Vargi. Z nieśmiałością panienki wstydliwie przyznaję, że jego proza przemawia do mnie z ogromną siłą i robi wielkie wrażenie. Sprawia mi radość i pobudza moją wyobraźnię. Zarówno styl, prowadzenie narracji, jak i sama fabuła są pełne ekspresji i błyskotliwości. Potężny ładunek groteski i ironii, których w powieściach Vargi nie brakuje, to dodatkowy atut, który czytelnikom takim, jak ja, sprawia perwersyjną satysfakcję.  Mogę śmiało stwierdzić, że ta maniera Krzysztofa Vargi działa na mnie magnetycznie. Przyciąga mnie z irracjonalną siłą. I stwierdzam to będąc po lekturze tylko dwóch jego powieści, a także zbioru znakomitych felietonów. Dlatego też moje o prozie Krzysztofa Vargi pisanie jest i będzie naznaczone brakiem obiektywizmu i bezkrytyczną sympatią. 


„Aleja Niepodległości” to przewrotna powieść. Już od pierwszej strony, a właściwie od pierwszego zdania książki wiemy, że główny bohater – Krystian Apostata, ginie w wyniku eksplozji boeinga 767 Polskich Linii Lotniczych gdzieś nad Atlantykiem. Zaraz potem dowiadujemy się, że leciał on do Nowego Jorku na zaproszenie pewnej fundacji. Bo Krystian Apostata był artystą, upadłym, zapomnianym, ale to właśnie on miał w Nowym Jorku reprezentować polską sztukę. Miał! Bowiem, jak już wiemy, do Nowego Jorku nie doleciał, w wyniku niespodziewanego wybuchu samolotu zniknął na zawsze i nie pozostawił po sobie żadnych doczesnych szczątków. Jego przyszłość nie istnieje.

Natomiast nam czytelnikom autor powieści zaserwował retrospektywny przegląd życia Krystiana Apostaty. Od dzieciństwa, w którym Krystian pasjonował się  rozkładem jazdy stołecznych autobusów i o zajezdniach wiedział wszystko, po dorosłe życie starego kawalera, którego w ryzach mocno trzymały trzy pasje: nikotynowe, alkoholowe i internetowa pornografia.

Właściwie Krystian Apostata to mało interesujący człowiek, w rzeczywistości wzbudzałby raczej awersję i odrazę. Ale jako postać literacka to pierwszorzędny bohater, którego życie stanowi znakomite studium upadku człowieka i jego staczania się na margines życia. Krzysztof Varga zadbał o drobne szczegóły, które miały wpływ i zdeterminowały tę postać. Ważne jest tło historyczne i społeczne, dzieciństwo i młodość Apostaty przypadały na lata 70. i 80. ubiegłego wieku. Stąd w „Alei Niepodległości” liczne nawiązania do realiów ówczesnego życia, które i ja mam niejako w pamięci.

Czytając internetowe recenzje książki Krzysztofa Vargi zauważyłam podkreślanie, iż „Aleja Niepodległości” to obraz pokolenia dzisiejszych 40-latków. To obraz pokolenia, które miało szansę wbić się w dobrym momencie dziejowym w intratne posady, otworzyć nowe na rynku dochodowe biznesy i dziś tworzyć elitę rządzącą tego kraju. Młodym ludziom na przełomie lat 80. i 90. XX wieku rynek pracy oferował o wiele większe możliwości, niż nam dzisiaj.

Krzysztof Varga na przykładzie Krystiana Apostaty oraz drugiego bohatera powieści – Jakuba Fidelisa, przyjaciela Krystiana z lat szkolnych, pokazał właśnie te pokoleniowe szanse lub ich zmarnowanie. Co ciekawe z drugiego ze swych bohaterów, Jakuba Fidelisa, uczynił karykaturalną postać pierwszego tancerza Polski. Ten mocno szyderczy rys ogromnie mi się podoba. Ja osobiście nie oglądałam ani jednego odcinka/części/sezonu wielkich telewizyjnych show. Nie widziałam i widzieć nie zamierzam żadnych tańczących i śpiewających pseudogwiazdek polskiej estrady. Natomiast wiem, że pewnie 90% moich rodaków pozwala się ogłupiać tymi debilnymi telewizyjnymi programami. Stąd moja ogromna radość i sympatia wobec Krzysztofa Vargi, że w sposób idealny zakpił z nowych bóstw milionów Polaków. Bo kimże, jak nie nowymi bożkami, są telewizyjni idole tańczący na lodzie i śpiewający w zagrodzie?

Wracając do powieści Krzysztofa Vargi, to w sposób prześmiewczy sportretował zarówno Krzysztofa Apostatę oraz jego dawnego przyjaciela Jakuba Fidelisa. Chyba nie muszę wskazywać na ironię nazwisk obu panów. Varga dokonał swoistej porównawczej charakterystyki obu bohaterów, zestawiając ze sobą dwóch mężczyzn o odmiennych charakterach, zapatrywaniach i sposobie życia. Wydobył z obu ich najgorsze i najbarwniejsze cechy charakteru, podał na tacy ich życiowe motta. Dostarczył nam tym samym fantastycznej rozrywki i umożliwił złapanie się na smutnej refleksji, że żyjemy w śmiesznym kraju. Bo w powieści Vargi wszystko jest na wskroś polskie. Polska małomiasteczkowa mentalność, polska zawiść sąsiedzka, polskie cwaniactwo, polska powierzchowna religijność, polska sflaczała rzeczywistość.

Są w „Alei Niepodległości” fragmenty pełne wyrazistej ironii, są fragmenty wywołujące salwy śmiechu, ale są i obrazy zastanawiające. Bo proza Vargi ma drugie dno, pod przykrywką rubasznej i wesołej fabuły drzemią zmory narodowe Polaków. Drzemią upiory degrengolady i tałatajstwa.

Krzysztof Varga – pisarz, (bo Krzysztofa Vargę – felietonistę znałam wcześniej) to moje prywatne odkrycie roku 2012.  Wiem, że znajdę jego wcześniejsze powieści i mam nadzieję, że z równym smaczkiem je pokocham.

sobota, 15 grudnia 2012

Non progredi est regredi.

Żyję. Cieszę się, że nadeszła zima. Jeszcze bardziej będę się cieszyć, jak mróz będzie trzaskający. Jak termometr wskaże -20 stopni Celsjusza. Bo w przeciwieństwie do większości Polaków, ja zimę kocham, ja na zimę nie narzekam. Dla mnie zima może trwać na okrągło cały rok.
Oglądałam ostatnio rewelacyjny film: "Mapa dźwięków Tokio". Reżyserka Isabel Coixet zrobiła coś niesamowitego. Dopisała do zwyczajnej historii nadzwyczajne tło. Film jest subtelnie prowokacyjny, mocno wyciszony, delikatnie intrygujący. Blisko mi mentalnie to takich filmów, do takich historii...
Czytam. Owszem, ale niespiesznie. Nie muszę pobijać rekordów w ilości przeczytanych w ciągu roku książek. Mam to gdzieś. Czytam tak, aby pamiętać pod koniec roku o tym, co czytałam na początku roku.
Po cichu i nieśmiało jestem zafascynowana Krzysztofem Vargą i jego twórczością, ale o tym już chyba wspominałam.
Muszę podjąć ważną i trudną decyzję. Sama nie wiem, czy podziękować, czy przyjąć propozycję... Osoba mnie wspierająca mówi mi, że raz wystrzelona strzała już nie wraca, że to jest moja życiowa szansa, że fortuna kołem się toczy...

Ech...

wtorek, 11 grudnia 2012

...jeden wiersz Marcina Świetlickiego...

Marcin Świetlicki

"Pogo"

Spałem źle. Ona spała źle. Pełne
porozumienie - spało nam się źle w tym kraju,
w którym wciąż więcej i więcej palantów
nosi przy sobie broń (zażartowałem,
że są to dla nich namiastki penisów,
choć chodzi o coś groźniejszego). Źle spałem.
Spałem źle. W tym kraju,
w którym wzorcem mężczyzny jest ksiądz albo handlarz.
Spałem źle. W tym kraju,
w którym znów ojczyznę, a nie wiosnę zobaczę. (Jak ci się
nie podoba - to wypierdalaj!). Źle spałem.
Spałem źle. Chociaż się zdarzają
jakieś jaśniejsze momenty - na przykład:
czarne oliwki, wino Sophia Riesling,
22 grudnia 91
oraz efekty owej rewolucji
seksualnej, z których skorzystałem
wyjątkowo skwapliwie, ponadto ty jesteś,
a ciebie nikt mi nie zabroni. Źle spałem.
Spałem źle
i przyśniła mi się Idea, przyśnił mi się Działacz,
przyśniły mi się Obowiązki i konieczność Skruchy.
Kolaboruję z pismem katolickim,
nie mając nawet kościelnego ślubu,
nawet nie będąc bierzmowany!
Jakaż perwersja! Zawsze zdradzam, w tym
szczególnie pozostaję sobie wierny
- i przelatują przez te Muzea, Biblioteki, Banki,
a one ścian już niemal nie mają, nie warto się skupiać
na tych obcych detalach, mam w sobie gorący
detal, teraz cię muszę znaleźć, przejdziemy przez siebie
w lepsze, gorące kraje, bo istnieją, skoro
ty zaistniałaś i ja już istnieję...
I co? I pożar. To bardzo powoli
się zaczynało. Najpierw mnóstwo znaków,
zapachów, trzasków, drobnych świateł. Teraz
płonie. Poważnie. Ogień stawia swoje
stopy ostrożnie. Ja to sobie tańczę.
Siedzę przed lustrem, zupełnie nieruchomo, z zamkniętymi oczami,
tańczę to sobie, ja to sobie tańczę.
Wyjąc bezgłośnie, postępując tuż za
ogniem, powoli,
powoli, powoli.
Tańczę to
sobie.

niedziela, 2 grudnia 2012

"Dolce Vita" - Jarosław Mikołajewski

„Dolce Vita” Jarosława Mikołajewskiego to książeczka do pochłonięcia w jeden wieczór. W sam raz na jesienno-zimowe wieczory. Na tomik składa się 15 opowiadań, których nastrój niezwykle oddziałuje na wyobraźnię. Wszystkie opowiadania przenoszą czytelnika do Rzymu, który okazuje się miastem ze snów, miastem z kluczem, miastem, w którym najzwyklejsze zdarzenia nabierają innego wymiaru. Opowiadania wzruszają, przejmują, rozśmieszają, pogrążają w zadumie i smutku. Są przepełnione jakąś dziwną nostalgią, sentymentem i tajemnicą. Mikołajewski opowiada o ludziach, którym w życiu przydarzyło się coś, czego nie sposób przemilczeć. Myjący szyby samochodów Hindus budzi lęk na przemian ze współczuciem. Ojciec Siofijki wzrusza swoim niedocenionym talentem. Scenka z urzędu pocztowego bawi swoim groteskowym wymiarem. To, co zobaczył komisarz Albamonti wewnątrz parterowego pawilonu z cegieł, przeraża i zasmuca. Beppe, pracownik nocnego monitoringu zabytków, wzbudza szczerą sympatię, pomimo niecnego czynu, jakiego się dopuścił przy fontannie di Trevi. Więziona pisarka alkoholiczka przywołuje na myśl smutny dramat. Opowiadanie o zakochanym starcu jest piękne ponad miarę. Historia o przeprowadzce ma mocno dydaktyczną przestrogę. Wylewający z brzegów Tybr i pomysł pewnego chorego na marskość wątroby mężczyzny, to przezabawne opowiadanie. I ta stara kobieta, która nigdy w życiu nie miała swojej własnej Wigilii, ach, piękna opowieść!
W tych króciutkich opowiadaniach jest całe mnóstwo emocji, cały wachlarz ludzkich dramatów. Nie spodziewałam się, że ja, ostrożna i nieco zdystansowana do ludzi osoba, mogę tak wzruszyć się, czytając właśnie o ludziach. Jarosław Mikołajewski w tych krótkich prozatorskich formach pokazał, jak poetyckie może być zwyczajne życie. „Dolce Vita” to piękny zbiorek, dla sentymentalnych romantyków i dla poszukujących realistów. Rzym jest tłem dla tych opowiadań, spoiwem łączącym uchwycone przez Jarosława Mikołajewskiego scenki. Nie od rzeczy jest wiecznym miastem. Ma to coś, co wpływa na piszących o nim, zawłaszcza umysł pisarza i podpowiada, którą droga ma on iść.